To miał być zupełnie Inny tekst…

Święta, zima za oknami, niemal, jak w Boże Narodzenie 

tylko Słońce pojawia się coraz częściej znienacka i… topi, ogrzewa, zniewala, zaklina…

Drugi dzień Wielkiej Nocy właśnie dobiega Końca.

Przedwczoraj przestawiliśmy zegarki na letni Czas pachnący skoszoną Trawą, Rozgrzany do Czerwoności łuną zachodu…

Nie ma już Wiosny, nic nie Zapowiada lata… 😦

może poza tym Słońcem, które pada pod innym kątem i próbuje ogrzać nasze Nadwątlone siły… robi, co może, by Dać światu Wiosnę: Sarnom, które z Głodu przestały nawet bać się człowieka, stoją całymi stadami na zasypanych śniegiem łąkach  ̶  tam Nic nie ma, żadnej Nadziei  ̶  Zwierzęta nie mają co jeść; Bocianom, które stojąc po kolana w śniegu rozglądają się zdumione, na białym tle powinno być łatwiej wypatrzyć Żabę, albo choćby Robaka, a tu… Nic, tylko ta dziwna biała i mokra, marznąca nocami i miękko opadająca Cisza, w której wyraźnie słychać ich zdziwione Kroki.

Zimny, bezlitosny Pocałunek śmierci.

Okryte całunem, który nasącza Pióra, bez Nadziei na poderwanie się z Ziemi. Jego wielkie, rozłożyste Poły nadają siny Zmierzch, który miał nadchodzić później, powoli, Ustępując miejsca… Odkrył, że nie ma Komu, więc panoszy się zajadle pośród Nas, bez Echa rozsiada się, jak Panisko we własnym Fotelu. Nie należy do Tego, co znane, nie pozwala na roztarcie skostniałych Dłoni, jego lepkie Macki rozłażą się pod Drzewami, wysączają się spośród zeschniętych Liści i Traw, podnoszą Głowy, pełzną bezszelestnie, niezauważone Osaczają myśli w pół kroku Bezwiośnia… Drążą tunele Świadomości i tłumią rozświetlone żółtym Krokusem poranki, na którego coraz bujniejszych płatkach Niegdyś wykwitały Krople porannej Rosy, nie Zmrożone płatki. Zmęczone Słońce nie Nadąży ich rozgonić, nie zdąży na Czas, nie Przybędzie z odsieczą, nie Starczy mu sił na odnalezienie w mroźnej zawiei Zbłąkanych nocą Wędrowców, nie Przyniesie Ocalenia…

Nie ma Nadziei.

Jest tylko Szara, wyciągająca po nas lodowatą Dłoń rzeczywistość.