Ni pies, ni wydra, czyli początkująca autorka po trzydziestce ;-)

Opowiedz o początkach swojego pisania. Jak i czy w ogóle zaczęła się Twoja przygoda z copywritingiem?

T.A. Nie czuję się copywriterem. Moje pisanie nie zaczęło się od tworzenia treści reklamowych, choć i takie potrafię napisać i tworzyłam z powodzeniem treści katalogowe, wymyślałam hasła promocyjne na strony internetowe i do kampanii reklamowych w wydawnictwach, a także redagowałam artykuły pracując tu i tam, kiedyś na etatach.

Jako nastolatka pisywałam sentymentalne wierszydła, jak większość nastolatek zmagając się z ciężkim i smętnym życiem. Teraz pewnie bym się ich przestraszyła za ignorancję, uwznioślony język i pensjonarskie porównania, za infantylizm, ale to w końcu dość typowy etap dorastania. Wtedy jednak wydawało mi się, że wznoszę się na wyżyny dojrzałości.

Teraz czuję się po prostu pisarką – owszem, początkującą autorką po trzydziestce ;-), która nie ma jeszcze na koncie wydanego książkowego debiutu literackiego (cały czas nad nim pracuję, ale to długa i żmudna praca – [śmiech] ), jednak ma już inne osiągnięcia w postaci publikacji krótszych form: artykuły, felietony, reportaże na łamach internetowych portali, a także na łamach własnego bloga, a wcześniej również na łamach prasy. Dla prasy pisywałam zamówione artykuły, które zamawiały u mnie m.in. różne fundacje i stowarzyszenia w czasach kiedy lansowałam się w Warszawce [śmiech].

No właśnie, a jak to się stało, że dopiero teraz, że tak późno? Czy wcześniej nie odkryłaś swojej pasji do pisania? Mówisz o sobie „początkująca pisarka po trzydziestce”.

T.A. Tak :). I mówię to z dumą. To, że nabrałam wiatru w skrzydła i odważyłam się wysyłać swoje teksty do publikacji dopiero po trzydziestce, jest tylko przykładem na to, że NIGDY NIE JEST ZA PÓŹNO :)! A życie, po prostu – zaczyna się po trzydziestce ;).

Mówiąc o podejmowaniu nowych wyzwań, nie mogę nie wspomnieć o tym, że ostatnio popełniłam pierwszą w swoim życiu książkę dziecięcą, którą zgłosiłam na konkurs. Moja książka jednak nie jest typową książką dla dzieci, to bardziej książka dla rodziców i dzieci. No i powstawała w ekspresowym tempie, bo wisiał nade mną termin…

Czym dla Ciebie jest pisanie, twórczość? Widzę dość spory rozrzut, od Twojej twórczości na blogu, która jest raczej kierowana do dorosłych czytelników, po książkę dla dzieci i rodziców.

p1560732_kadr_podpis

T.A. Dla mnie pisanie i twórczość są rodzajem wytchnienia, oderwania od rzeczywistości lub przeniesienia tej rzeczywistości w literackiej formie na papier, obecnie laptop ;-). To samo tyczy się malowania na kamieniach, któremu z okresową pasją oddaję się od kilku lat 😉. Jednak to ta dziedzina okazała się na tyle interesująca dla dorosłych, dzieci i młodzieży, i dla mnie również, że prowadzę warsztaty właśnie z malowania na kamieniu. Poza tym sama mam synka, ma teraz osiem lat i tę książkę napisałam dla niego :-). Ona mi się przyśniła, więc to był znak, że po prostu mam ją napisać.

A jak zaczęła się Twoja przygoda z blogowaniem? Bo jesteś przede wszystkim autorką bloga W sercu Gór Złotych. Czy daje Ci on możliwość zarabiania pieniędzy?

T.A. Ha! Bezpośrednio – oczywiście – nie ;-). Nie zakładałam go z myślą o zarabianiu, raczej przyświecała mi intencja, żeby dzielić się z innymi radością, wzlotami i upadkami towarzyszącymi wędrówce i to nie tylko górskiej wędrówce, bo praktycznie cały blog jest metaforą drogi. Drogi, którą wszyscy podążamy :-).

Moja przygoda z blogowaniem zaczęła się w momencie, kiedy odeszłam od pierwszego męża. Oczywiście, była to symboliczna forma wyzwolenia się z toksycznej relacji. Wtedy założyłam innego bloga, a kiedy sześć lat później otrząsnęłam się po tamtym życiu i zdecydowałam, że chcę odzyskać moje życie – założyłam bloga W sercu Gór Złotych.

Bloga, w którym dzielę się z Czytelnikami swoim doświadczaniem zmiany w życiu, zmiany, która napędza, dodaje wiatru w skrzydła i sprawia, że je rozwijamy, jak pasje czy nowe zdolności. Odkrywamy ich istnienie i to, że jeśli tylko się odważymy, to możemy dzięki nim pofrunąć. Chętnie poniosą nas hen poza dotychczasowe horyzonty, które być może sprawiały, że nie potrafiliśmy wcześniej wzbić się w powietrze.

Lecz to tylko kwestia naszej wyobraźni, tego co jesteśmy w stanie sobie wyobrazić i w co odważymy się uwierzyć :).

Jak więc widzisz nie jest to blog do zarabiania, jest absolutnie niekomercyjną przestrzenią, moim Wolnym Terytorium Sztuki 🙂. I tak go traktuję. A jeśli przy okazji lub dzięki mojemu pisaniu na blogu pojawią się jakieś interesujące komercyjne propozycje, to prawdopodobnie z nich skorzystam, jeśli tylko będą pasowały do mojego imagu [śmiech].

Ale podjęłaś ostatnio kolejne nowe wyzwania, prawda? Objawiły się one wyjściem poza przestrzeń własnego bloga. Przestrzeń, w której jesteśmy u siebie, czujemy się bezpiecznie i wszystko nam wolno ;).

T.A. To prawda. Może dlatego tak długo się tej przestrzeni trzymałam ;).

Niedawno jednak zaczęłam pisywać felietony i artykuły dla innych blogów i portali internetowych. Postanowiłam wyjść poza swój blog . Zaczęłam szukać klientów i zamówień na teksty, które będę mogła pisać z pasją i na tematy, które są mi bliskie, i które mnie interesują. Oczywiście, nie odżegnuję się całkowicie od copywritingu. Jeżeli jakaś firma zamówi u mnie tego typu tekst – promocyjny czy reklamowy – z chęcią podejmę się tego zadania :).

A jak na tym wychodzisz finansowo, wiele redakcji bazuje przecież na tak zwanym barterowym pisaniu? Czyli oferują przestrzeń u siebie jako rodzaj reklamy, ale nie płacą za zamówiony, bądź nadesłany tekst.

T.A. To rzeczywiście jest problem. Kiedy do redakcji zgłasza się autor, który nie ma jeszcze dużego dorobku, nie wydał książki ani nie ma długiej listy publikowanych już tekstów w port folio, to zazwyczaj odpowiedź brzmi: „Przykro nam, ale nie mamy funduszy, żeby płacić zewnętrznym autorom za teksty. Decyduje się Pani na barterową współpracę?”.

A przecież barteru nie włożę do garnka ;)!

Trzeba więc zacisnąć zęby i pisać na początku darmowe teksty, licząc na to, że z czasem to się zmieni. Myślę, że to wymaga pokory zarówno od autora, jak i od redakcji. W pewnej chwili taki barterowy autor, zwyczajnie będzie chciał innego wynagrodzenia za swoją pracę. Bo to jest praca jak każda inna! I trzeba mieć tego świadomość. Sądzę, że barterowe podejście to swego rodzaju nadużycie.

Jakie są Twoje teksty? O czym najbardziej lubisz pisać? W jakich tematach czujesz się najlepiej?

T.A. To trudne pytanie, podchwytliwe ;-). Chyba nie potrafię określić tak w kilku słowach tematyki. Myślę, że mogę w interesujący sposób pisać na wiele różnych tematów.

A jakie są moje teksty?

Szczere, bardzo osobiste, nie omijam w nich trudnych tematów, ale raczej staram się, żeby przekaz płynący z moich felietonów był pozytywny, motywujący i twórczy dla odbiorcy. Żeby natchnął go do zmiany. Do takiej zmiany, na jaką Czytelnik jest w danej chwili gotowy. Lub żeby pokazał mu taką zmianę, na jaką może się szykować, jeśli tylko wyjdzie poza własne ograniczenia i horyzonty myślowe, które często sami sobie zakładamy, żeby osadzić się w jakiś ramach. Uważam, że należy je przekraczać.

Generalnie, wychodzę z założenia, że szczery tekst osoby, która przeżyła to, o czym pisze jest o wiele cenniejszą i poczytniejszą lekturą dla Czytelnika niż tekst pisany na zamówienie. Chyba, że uda się pogodzić obie te koncepcje, czyli osoba zamawiająca tekst „wstrzeli się” w tematykę, o której lubię pisać, która wypływa z moich doświadczeń i traktuje o sprawach, którymi chętnie się podzielę. To się czuje w tekście – czy autor pisał z pasją, z błyskiem w oku.

Wtedy jest najlepiej zarówno dla mnie, jak i dla powstającego tekstu.

Wspominałaś, że nie czujesz się copywriterem i niekoniecznie przepadasz za reklamowymi tekstami…

T.A. To nie do końca tak. Mogę napisać taki tekst i pisywałam już reklamowe treści.

Zwyczajnie jednak nie jestem zwolennikiem pisania tekstów, których nikt nie czyta! Które mają tylko pozycjonować stronę, sztucznie podnosić jej oglądalność. Chyba nie potrafiłabym tego robić, nawet dla pieniędzy. Nie znoszę ściemy i oszustwa, a niestety tego typu pisanie, pachnie dla mnie zwyczajnym „mydleniem oczu”! Chyba, że tekst jednak jest o czymś, a całe to SEO, to sprawa drugorzędna. Wtedy rozumiem i chylę czoła – w każdym zawodzie są przecież fuchy, inaczej trudno byłoby przeżyć ;).

Wróćmy jednak do początku naszej rozmowy. Twoje pisanie po trzydziestce – czemu dopiero teraz postanowiłaś rozwijać swoją pasję? Przecież pisanie towarzyszy Ci – jak sama wspominałaś – od zawsze.

T.A. Być może przedtem nie znalazłam dla siebie odpowiedniej przestrzeni, żeby rozwijać ten talent… Tak. Wcześniej zwyczajnie nie dowierzałam własnemu talentowi!

Słuchałam wielu innych głosów, które odwodziły mnie od wyruszenia tą drogą. Prócz tego, także we mnie odzywa się niezwykle silny i pragmatyczny głos, który muszę wciąż poskramiać, by pozwolił mi rozwinąć skrzydła.

Ten głos powtarza, że mój czas już minął, że teraz ta decyzja, by żyć z pisania, jest obarczona zbyt dużym ryzykiem, że wciągam w to moją rodzinę i stawiam na szali dobro dziecka. Takie głosy bardzo często grzmią w głowach kobiet, które zaczynają robić coś dla siebie, które przestają oglądać się na innych!

Oczywiście nikogo nie namawiam, żeby rzucał pracę i porywał się z „motyką na słońce”. Po prostu mam nadzieję, że kiedyś uda mi się zarabiać na pisaniu, że będzie to jakaś część moich przychodów. Wcale nie wiem czy będzie to mój główny zawód. To trudny zawód, a pisarz, żeby zarabiać musi być cały czas na fali, musi mieć ciągłą wenę i pomysły na nowe historie. To nie takie łatwe…

Piszę, bo po prostu – pisanie jest moją drugą naturą, gra mi w duszy od bardzo dawna i chociaż próbowałam ten głos na wiele sposobów zagłuszyć, to on się nie dał! Wygrywa z moimi obawami, z moim strachem, że mi się nie powiedzie. Zaczyna mówić w moim życiu coraz głośniej, coraz donośniej i nie daje się ignorować! Nie pozwala zepchnąć się w cień [śmiech].

I jak ostatnio przeczytałam na jednym z motywujących blogów: „Chwytaj każdą iskierkę, która przytrafia ci się w życiu. Wykorzystuj szanse, które podsuwa ci los, bo one mogą spowodować, że nauczysz się czegoś nowego lub odkryjesz w sobie talent, o który się nie podejrzewałaś.” http://freelancemama.pl/2015/10/nie-boj-sie-probowac-nowych-rzeczy/

Dokładnie tak. Tak właśnie wielokrotnie na przestrzeni ostatnich lat zdarzało się w moim życiu :-).

Ładnie powiedziane. Na zakończenie powiedz jeszcze o swoim blogu W sercu Gór Złotych, który powstał z myślą o wszystkich niepokornych wędrowcach poszukujących inspiracji i natchnienia do tego, by pójść własną drogą, często pod prąd, często wbrew temu, co wybierają masy…

T.A. To temat rzeka ;-). Dotyczy oczywiście zmiany, która dla mnie osobiście jest twórczym wyzwoleniem, swoistym katharsis…

Mój blog traktuje przede wszystkim o zmianie, o największej, najbardziej ożywczej i twórczej zmianie, jaka przydarzyła mi się w życiu!

Teraz czas na moje kolejne marzenia. Same na pewno się nie spełnią. Ja muszę im w tym pomóc! Główne marzenie, to pisać tak, żeby to trafiało i przemawiało do ludzi, żeby nie mogli się doczekać kolejnego postu na blogu, kolejnego felietonu, kolejnego opowiadania czy wreszcie książki! Pracuję nad nią od paru ładnych lat – być może za długo – jednak w dużej mierze dorywczo, z doskoku, łącząc wiele ról i funkcji życiowych [śmiech]. No i oczywiście marzę o tym, żeby ją w końcu wydać :-).

To jest moim celem, to chcę osiągnąć i wierzę, że mi się uda!

Na zakończenie:

z odległych górskich i życiowych bezdroży zapraszam wszystkich wędrowców na mojego bloga W sercu Gór Złotych. Zapraszam tych, którzy poszukują inspiracji i natchnienia do tego, by pójść wreszcie własną drogą, często pod prąd, często wbrew temu, co wybierają masy…

 

To jest blog pełen bezkresnych przestrzeni, blog, który otwiera dawno zapomniane drzwi… Blog inspirujący do zmian.

Moje miejsce na Ziemi – W sercu Gór Złotych

http://www.wsercugorzlotych.wordpress.com

#intuicja #pasja #zmiana #droga

p1560728_kadr_do-art_podpis

Tatiana Andrzejczak w autoryzowanym wywiadzie.

Ten wywiad miał się ukazać w zaprzyjaźnionej przestrzeni, na innym blogu, jednak z różnych przyczyn się nie ukazał :-). A ponieważ porusza wiele ważnych kwestii postanowiłam opublikować go na swoim blogu, którego też bezpośrednio dotyczy :-).

Miłej lektury :-).