Bywają momenty, że dzieje się mniej, że życie zwalnia i toczy się niespiesznym rytmem, jak górski cicho szemrzący strumyk…
A bywają takie przypływy zdarzeń, które niemal urywają głowę :). Zwłaszcza, kiedy bierze się na głowę za dużo! Ciągle nie mogę się nauczyć brać mniej, moje „mierzenie sił na zamiary” zwyczajnie leży i kompletnie jestem niewyuczalna pod tym względem! Zawsze nabiorę sobie za dużo. Tak wiele chcę… przeżyć, doświadczyć, dotknąć, odkryć! Wciąż i wciąż mi mało i czekam, że życie mnie zaskoczy, że zdarzy się coś, co sprawi, że nabiorę wiatru w skrzydła z jeszcze większym rozmachem. Ja zwyczajnie to lubię, ten stan oczekiwania, ten dreszczyk, kiedy dzieje się! Kiedy dzieją się nowe rzeczy, kiedy spotykają mnie nieprzewidziane zdarzenia, kiedy… toczy się życie, które ciągle mnie zaskakuje na każdym swoim zakręcie.
Miewało ono zakręty, które zwalały z nóg, które sprawiały, że… brakowało mi tchu. Jednak teraz w moim życiu nastał czas słoneczny, czas pełen dobrych znaczeń, czas, który mówi, że życie się dopiero zaczęło, że tyle jeszcze przede mną. Ostatnio pisząc książkę wracałam do czasu cieni, ale już całkiem bezboleśnie, nie tak jak kiedyś, gdy otchłań smutku znów rozpościerała przede mną swoje ramiona.
Ogarnia mnie teraz zwyczajna nostalgia, kiedy przychodzą wspomnienia. Te złe, bolesne staram się namalować, jak najpełniej, jak najprawdziwiej… Tych dobrych, ciepłych nie ma zbyt wiele, niestety. Dlatego to trudne doświadczenie, ale tym bardziej delektowanie się moim szczęściem, które jest teraz staje się takim nieziemskim doświadczeniem, takim bardzo moim i bardzo unoszącym mnie ponad tamten czas nieszczęśliwy, stanem, który napełnia moje serce niegasnącą radością i wdzięcznością. Jak ja się niesamowicie cieszę, że…
mieszkam tu, gdzie mieszkam, mam to, co mam, jestem z tym człowiekiem, którego wybrałam podczas najbardziej rozszalałej w moim życiu burzy i po prostu trafiłam wtedy w dziesiątkę!
Nie wiem czy teraz po prostu nastał w moim życiu czas radości, cieszenia się każdą chwilą, każdym muśnięciem szczęścia, czy w związku z tym musi nadejść też czas zwątpienia, niepewności i jakiejś kolejnej burzy? Nie wiem tego. Być może wyczerpałam już w swoim życiu czas „burzy i naporu”, może już teraz pisane mi proste i napawające uśmiechem szczęście. Być może…
Kiedy patrzę na moje dziecko, kiedy kładę go do snu, kiedy idę przed siebie i kiedy biegnę w deszczu smakując krople…, kiedy czuję zapach naleśników z truskawkami i ze śmietaną, kiedy przytulam się do Ciebie, kiedy piszę…, kiedy tworzę coś, nie zawsze tekst :), wtedy wyraźnie czuję słońce na twarzy, jego ciepłe, radosne promienie, które opromieniają mój taniec… w deszczu, w przymknięciu powiek, w ciągłym zachwycie, że jesteśmy, Ty i ja i nasze życie :).
Dziękuję.
Dziękuję za Ciebie, za burzę i za… taniec w deszczu 🙂