Jak kropla deszczu… jak cień nieuchwytna… jak ja tajemnicza…

Znów piszę!

Pisanie wchłania mnie, wsysa, wciąga niebezpiecznie, ale… uwielbiam to! Ten stan, kiedy wszystko schodzi na dalszy plan, kiedy nie liczy się nic poza tekstem, czytaniem, wgryzaniem się i rozgniataniem go, by dotrzeć do sedna, do miąższu i soku tryskającego przy pierwszym kęsie czerwienią na policzki.

Ten stan zawsze mnie porywał, zawsze sprawiał, że serce zaczynało szybciej biec, pędzić jak oszalałe ulicami miasta, uliczkami niebezpiecznie wijących się zakamarków wyłaniających się z mgły…

Utkane z nieba chmur, z liści zapatrzenia, z rysu gór...

Utkane z nieba chmur, z liści zapatrzenia, z rysu gór…

 

Blady świt, późna noc – wszystkie zegary mogą wtedy stanąć nagle w pół, jak zatrzymane niewidzialną ręką zegarmistrza czasu, który przestaje istnieć, znika, rozpływa się, wtapia w mgłę i twórczą nić.

Tkam sny, opowieści, historie…

 

Spisuję swoją i nieswoją historię. Dopuszczam do niej czytelników z bijącym sercem i…

włączają się i oni w wir opowieści, która wsysa ich, wchłania i przetwarza na własne potrzeby.

To niezwykłe, jak banalna czasem historia, zdarzenie, mgnienie stają się inspiracją twórcy. Niesamowite, wszechogarniające uczucie, które pozwala przetwarzać świat na swój obraz. Przefiltrowywać go przez siebie, przez swoją wrażliwość i sposób postrzegania tak ulotny jak wiatr, jak kropla deszczu spływająca po szybie, jak cień nieuchwytna, jak ja tajemnicza, skryta, odkryta w pełni dzieła, w pełni słowa, w niepełni znaczeń…

Piękne, jedyne w swoim rodzaju, najlepsze, najbardziej doskonałe i najmniej zarazem…
n i e p o w t a r z a l n e